środa, 26 marca 2014

Rozdział 4

"Życie, którego głównym celem jest spełnienie osobistych pragnień, prędzej czy później przynosi gorzkie rozczarowania"

Nadszedł moment w którym ostatecznie musiałem się zmierzyć z Lizzie. Powiedzieć, że nasz związek nie ma już sensu, że wszystko we mnie się wypaliło, że uczucie, które pozostało nie wystarczy aby móc myśleć o szczęśliwym związku. Wszystko to wiedziałem, miałem w podświadomości a ty tylko upewniłaś mnie w tym, że dla mnie i dla Lizzie przyszedł czas na rozstanie. Zrozumiałem, że tkwiąc dalej w tym związku oboje będziemy się krzywdzić, ranić wzajemnie a tego nie chciałem. Pragnąłem się rozstać w zgodzie, jeśli to możliwe nawet zostając przyjaciółmi choć wiedziałem, że może być z tym ciężko, bo przecież jej zależało na czymś więcej.
Zmierzałem do jej szpitalnej sali z kompletnym mętlikiem w głowie ale też z konkretną decyzją, której już nie chciałem zmieniać. To, co poczułem do ciebie, gdy pierwszy raz cię zobaczyłem, te wszystkie motylki w brzuchu uświadomiły mi, że nie ma sensu trwać w związku, który mnie nie satysfakcjonuje tylko po to, żeby nie zawieźć Lizzie.
- Gdzie byleś tak długo? Wizyta miała Ci zająć tylko kilka minut, nie rozumiesz, że ja tu na ciebie czekam. Na ciebie i twoją decyzję - usłyszałem pretensje, gdy tylko przekroczyłem próg pokoju i na samą myśl jak zareaguje, gdy o wszystkim się dowie robiło mi się słabo
- Uspokój się - odpowiedziałem chłodno - Przepraszam, wizyta się przedłużyła - nie uraczyłem jej jeszcze spojrzeniem, bo chyba bałem się tego, co może się w nim kryć. Usiadłem na krześle obok i dopiero teraz na nią zerknąłem.
- Łatwo ci powiedzieć, że mam się uspokoić. Wychodzisz gdzieś i nie wracasz. Zawsze wszystko jest ważniejsze ode mnie
- Nie mam zamiaru się teraz z tobą kłócić Lizzie.
- Po prostu przyznaj mi rację, Nawet teraz, gdy leżę w szpitalu to ty wolisz się uganiać za jakimś bachorem niż siedzieć tu ze mną - niemal wykrzyczała a ja poczułem ukłucie w serduchu. Zabolało, bo dobrze wiedziała jak kocham dzieci a już na pewno nie miała prawa nazywać bachorem twojej małej chorej córeczki
- Jak w ogóle możesz się tak zachowywać? - wstałem z krzesła i odsunąłem się od niej, bo nagle jej bliska obecność mi przeszkadzała - Dobrze wiesz, że dla dzieci zrobiłbym wszystko, przeważnie dla takich chorych. Ale to nie oznacza, że nie jesteś dla mnie ważna. - odwróciłem się do niej plecami i chciałem wyjść z tego pomieszczenia. Uświadomiłem sobie jednak, że im prędzej zakończę ten związek tym lepiej dla nas obojga.
- Nie wychodź, nie teraz. Mam dość tego, że ciągle muszę czekać. Bądź mężczyzną David. Podejmij decyzje
- Masz rację, nie mogę cię dłużej zwodzić. - Stanąłem na przeciwko niej i włożyłem ręce do kieszeni - Nie chce cię ranić ale uważam, że nasz związek nie ma przyszłości. Lepiej będzie jak rozstaniemy się w tym momencie i nie będziemy się ze sobą męczyć. - wyszeptałem chyba na jednym oddechu, bałem się spojrzeć jej w oczy ale musiałem to zrobić aby zobaczyć jej reakcję. Nie była zadowolona, co jest normalne, była wręcz zszokowana
- Męczyć? To wszystko, cały nasz związek był dla ciebie męczarnią? - rzuciła pretensjonalnie
- Kochałem cię Lizzie, na prawdę cię kochałem. Widocznie miłość nie wystarcza - złapałem ją za dłoń -   Niestety moje uczucie do ciebie się wypaliło
- Nie mogę uwierzyć w to, co mówisz - wyrwała swoją dłoń z mojego uścisku, czułem jak z jej oczu wypływa trujący jad, który trafia prosto w moje serce - Zawsze starałam się robić wszystko, abyś tylko mnie kochał ale dla ciebie piłka była najważniejsza. Piłka i jakieś cudze bachory. - wykrzyczała - Jak mogłam z nimi konkurować skoro nigdy nie dałeś mi na to szansy?
- Przestań Lizzie. Każdy, kto mnie dobrze zna wie, że kocham dzieci, kochałem też ciebie ale skoro ty nie akceptujesz mnie takim jakim jestem, to jak mamy stworzyć normalny związek? Jak stworzyć prawdziwą rodzinę skoro nie lubisz dzieci? - Zrobiłem z bezsilności dwa kroki w tył i powoli zacząłem się odwracać.
- Nie wiesz co mówisz David
- To koniec Lizzie, nie potrafię już dłużej z tobą być. Tak będzie dla nas najlepiej - odparłem i skierowałem się do drzwi wyjściowych. - Spakuje twoje rzeczy i odwiozę do twojego mieszkania
- I to wszystko? Tak po prostu mnie zostawisz?
- Czego ode mnie oczekujesz? Chciałbym żebyśmy zostali przyjaciółmi ale nie wiem, czy ty tego chcesz
- Nie chcę
Ostatnie jej słowa, które usłyszałem i które przelały czarę goryczy. Nawet nie siliłem się na żadną odpowiedź, po prostu zamknąłem za sobą drzwi zostawiając to wszystko za swoimi plecami. Myślałem, że ta rozmowa potoczy się inaczej, mniej boleśnie. Że będzie w niej więcej zrozumienia, mniej wzajemnego oskarżania.
Myliłem się.
Myślałem, że po tym wszystkim, co razem przeżyliśmy możemy być przyjaciółmi. Wychodząc z jej pokoju nie wiedziałem nawet, czy mijając się na ulicy będziemy w stanie choć chwilę ze sobą porozmawiać, obdarować się uśmiechem. Źle to wszystko rozegrałem ale ona nie pozostawiła mi innego wyboru.

_____________________________________________________________________________
Nie pytajcie, dlaczego mnie tak długo nie było, bo sama tego nie wiem. Zawaliłam po całości, teraz jeszcze wracam z czymś tak krótkim i niedopracowanym.
PRZEPRASZAM :*
Na ubłaganie Was daję Wam wesołego Davidka
Wybaczycie?

                                    

niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział 3

"Wystarczy być czujnym, lekcje zawsze przychodzą, kiedy jesteśmy na nie gotowi i jeśli zwracasz uwagę na znaki, dowiesz się wszystkiego, co jest Ci potrzebne, aby postawić następny krok."


Noc nie należała do tych najprzyjemniejszych.  Przez dłuższy czas nie mogłem zasnąć a gdy to już zrobiłem męczyły mnie straszne koszmary. Znowu biegnę do szpitala, biegnę do Lizzie tylko, że tym razem ona już na mnie nie czeka. Odeszła na zawsze a ja nawet nie zdążyłem się z nią pożegnać. Obudziłem się cały spocony i przerażony a jednocześnie poczułem wielka ulgę, gdy okazało się, że to tylko sen.
Nadal mi na niej zależało, nadal była dla mnie ważna nawet po tym wszystkim co się stało. Nie podjąłem jeszcze decyzji co z nami będzie. Liczyłem na impuls, liczyłem na to, że ją zobaczę i od razu będę wiedział, co zrobić.  Impuls jednak nie nadszedł, nie stało się nic na co liczyłem, niczego nie poczułem i nadal nic nie wiedziałem. Szukałem czegoś w jej spojrzeniu, jakiejś małej iskierki, która rozbudziłaby moje serduszko ale ujrzałem tylko pustkę,
- Cześć David - przywitała się ze mą i oczekiwała na mój ruch, wyraźnie to dostrzegałem
- Cześć - pocałowałem ją w policzek i usiadłem obok czekając na jakiś cud, na jakikolwiek znak, który naprowadziłby mnie do tego jaką decyzję mam podjąć - Jak się dziś czujesz?
- W porządku. To dla mnie? - wskazała na torebkę w której był prezent. Prezent nie dla niej
- To? To nic takiego - odpowiedziałem - Spotkałem tu wczoraj bardzo miłą dziewczynkę i przyniosłem dla niej mały drobiazg - albo mi się wydawało albo jej twarz posmutniała, może nawet ujrzałem na niej grymas. Tylko czego? Bólu, rozczarowania? Sam nie wiem, może to tylko złudzenie - Zaniosę jej to i niedługo wrócę
Wyszedłem, bo nie mogłem już tam dłużej zostać. Czułem się jak ptaszek w klatce któremu brakuje powietrza. Dusiłem się, dusiłem się jej obecnością, jej spojrzeniem, zachowaniem. Wolałem być w tym momencie z małą Blancą, dlatego od razu poszedłem w stronę jej pokoju. Poprzedniego dnia podarowała mi wiele radości, podarowała chwilowe zapomnienie o problemach, choć była tego całkiem nieświadoma. Chciałem odwdzięczyć się tym samym. Chciałem podarować jej uśmiech na twarzy, sprawić aby na chwilę zapomniała o chorobie.
- Cześć Blanca - dziewczynka siedziała przy stoliku w swojej sali i kolorowała jakiś obrazek. Na moje słowa odwróciła lekko główkę i chyba nawet się uśmiechnęła. Tak bardzo skromnie, prawie niezauważalnie ale ja to dostrzegłem.
- Dzień dobry panie Davidzie - odpowiedziała i jak gdyby nigdy nic wróciła dalej do swojej kolorowanki, która przedstawiała chyba jakieś zoo
- Mów mi po prostu David.
- Dobrze
- Przyniosłem tu coś dla Ciebie. Taki mały prezent. Chcesz zobaczyć? - dziewczynka podejrzanie na mnie spojrzała ale chyba była ciekawa, co dla niej mam. Już chciałem wręczyć prezent,gdy usłyszałem za sobą Twój aksamitny głos i nawet nie musiałem się oglądać za siebie, żeby wiedzieć, że jesteś wyjątkowa.
- Przepraszam bardzo ale kim Pan jest? - zapytałaś a mnie tak jakby zahipnotyzowało. Minęła chwila zanim się do Ciebie odwróciłem. Ujrzałem wysoką brunetkę o wielkich brązowych oczach, tak jak już wcześniej mówiłem oczach wypełnionych nadzieją. Poczułem coś niesamowitego. Nie myliłem się, jesteś wyjątkowa.
- Dzień dobry,jestem David - wyciągnąłem do Ciebie dłoń. Uścisnęłaś ją, choć chyba nie do końca mi ufałaś
- Jasmina Clive. Nadal nie wiem co pan tu robi.
- Mamusiu, ja go znam. To jest David, był u mnie wczoraj. Chciałam Ci powiedzieć ale zanim przyszłaś, to ja zasnęłam
 - Kochanie, nie powinnaś mówić do pana po imieniu, to niegrzeczne
- Ale mamo, my się już bardzo dobrze znamy. David mi pozwolił prawda? - Blanca spojrzała na mnie z nadzieją, że to potwierdzę 
- Tak, to prawda. Nie czuje się jeszcze aż tak bardzo stary, żeby mówić do mnie na pan
- No dobrze ale tak na prawdę nadal nie wiem dlaczego tu jesteś - chyba się niepokoiłaś. Bałaś się o swoją małą kruszynkę, nie rozumiałaś, co obcy mężczyzna może od niej chcieć. W sumie to całkiem zrozumiale zachowanie. Miałaś przed sobą zwariowanego człowieka, którego widzisz pierwszy raz. Nawet moje włosy są takie jak ja, pokręcone.
 - Przepraszam Cię. Trochę niezręczna sytuacja. Przechodziłem tędy wczoraj i zauważyłem Blance samą w pokoju. Wydawało mi się, że się nudzi i chciałem po prostu chwilę z nią porozmawiać. W zamian za mile spędzony czas przyniosłem jej dzisiaj taki mały drobiazg - czułem się jak kompletny idiota i nie wiem czy dobrze wydedukowałem ale chyba Ty tak właśnie o mnie myślałaś. Pierwszy raz w życiu nie wiedziałem, co mam zrobić. Nawet nie umiałem przemienić tej sytuacji w żart a nigdy nie było to dla mnie problemem. Nerwowo pogładziłem swoje włosy i czekałem aż zrobisz jakiś krok, powiesz coś, ale Ty stałaś tylko i dziwnie na mnie spoglądałaś. Twój wyraz twarzy, twoje spojrzenie, to wszystko sprawiało, że nie byłem sobą, sam siebie nie poznawałem. Nie wiedząc, co dalej zrobić wyciągnąłem bez słowa dłoń z prezentem dla małej Blanci i czekałem aż go ode mnie weźmie. Widziałem iskierki w jej oczkach i wielką ciekawość, gdy wyjmowała upominek ze środka torebki. Lalka, którą jej kupiłem i którą pomogła mi wybrać pani sprzedawczyni, twierdząc, że to najnowszy szyk mody, chyba nie za specjalnie przypadła jej do gustu. Mała miała dziwny grymas na twarzy a Ty chyba lekko się uśmiechnęłaś. Ja za to czułem się jak kompletny idiota i nie wiedziałem co o tym wszystkim myśleć.
- Nie podoba ci się? - spytałem, choć było to raczej jedno z tych pytań na które zna się odpowiedź - Pani w sklepie mówiła, że wszystkie dziewczynki w twoim wieku chcą ją mieć.
- Nie bawię się lalkami, jestem już za duża - odpowiedziała i włożyła ją z powrotem do torebki
- Blanuś podziękuj Davidowi za prezent - upomniałaś ją i pogłaskałaś po główce a potem spojrzałaś na mnie z otuchą - Trochę źle trafiłeś. Moja córeczka od małego jest chłopczycą. Woli grać z kolegami w piłkę lub bawić się klockami, czy samochodzikami albo po prostu pooglądać mecz w wujkiem. - Pocałowałaś małą w czoło a potem zajęłaś się obieraniem pomarańczy. Uśmiechnąłem się na te słowa, bo tak właśnie wyobrażam sobie własną córkę.
- Na prawdę lubisz grać w piłkę?
- Tak, wujek mnie nauczył. Mówi, że kiedyś mogę zostać zawodową piłkarką i grać tak dobrze jak Terry - odpowiedziała z dumą
- Terry? John Terry? - zapytałem zdumiony, bo nie mogłem uwierzyć, że mała Blanca wie kto to jest
- Tak, z wujkiem zawsze oglądam mecze Anglii a on jest najlepszy - odrzekła z pasją - A ty? Lubisz piłkę?
- No jasne, jak każdy facet - uśmiechnąłem się, nie powiedziałem całej prawdy, bo w głowie miałem pewien plan - Zaimponowałaś mi, teraz to już na prawdę musisz zostać moją dziewczyną
W tym samym momencie we dwie obdarowałyście mnie najpiękniejszymi uśmiechami jakie w życiu widziałem. I może to głupie, może zbyt bardzo bajkowe i nierealne ale zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia i nic nie mogłem poradzić na to, że każdy twój uśmiech był dla mnie jak najpiękniejszy dar od losu.
- Zasiedziałem się trochę. Wiem, że z prezentem nie trafiłem, jak chcesz to możesz oddać lalkę jakiejś koleżance
- Blanuś podziękuj za prezent - podpowiedziałaś swojej małej córeczce i pogłaskałaś ją po główce
- Dziękuję David, przyjdziesz do mnie jutro? Może pooglądamy jakiś mecz
- Kochanie, na pewno David jest zajęty i nie może do ciebie codziennie przychodzić
- Nie ma sprawy ślicznotko, postaram się wpaść. - potwierdziłem bez namysłu, bo teraz już nie chodziło tylko o spotkanie z twoja córką, ale także a może przede wszystkim o spotkanie z tobą. - A dostanę buziaka? - zapytałem ze śmiechem Blanci ale jej mina mówiła sama za siebie. - To może chociaż żółwika mi przybij - tym razem się nie zawahała i uderzyła mnie swoją małą rączką. - To cześć dziewczyny  - odwróciłem się także w twoją stronę i uśmiechnąłem najpiękniej jak potrafię. Odpowiedziałaś bardzo cichutko hej i czekałaś aż Blanuś zrobi to samo.
Nie mam pojęcia, czy mnie polubiłaś, co sądziłaś na mój temat, czy choć trochę ci się spodobałem. Jedno wiedziałem na pewno. Byłem tobą zauroczony i najchętniej już teraz spędziłbym z tobą resztę życia albo przynajmniej resztę tego dnia, ale nie chciałem się narzucać.


_________________________________________________________________________
Trochę mnie tu nie było, ale to wszystko przez sesję.
Łapcie Pana Zakręconego :)

       



niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 2


"[..] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu [...]."


Idę szpitalnym korytarzem i mam całkowity mętlik w głowie. Wszystko mi w niej wiruje, czuje się jakbym był w innym świecie. Przecież moja Lizzie nigdy nie byłaby zdolna do takiego czynu. Co takiego się stało, że aż tak się zmieniła? Czy to ja, czy to moja wina?
Nawet nie wiem, gdzie idę. Nogi same mnie niosą. Mój mózg się w tym momencie ode mnie odseparował. Wokoło widzę tylko białe ściany, które strasznie mnie przytłaczają. Mam ochotę krzyczeć, rozwalić wszystko, co jest na mojej drodze, zacząć biec. Uciec, po prostu uciec i odciąć się od tej szarej, zbyt bolesnej rzeczywistości. Po prostu zniknąć.
W pewnym momencie zauważyłem, że znajduję się na oddziale dziecięcym. Nawet nie wiem kiedy i jak się tu dostałem ale jest tu bardziej kolorowo, radośnie. Obok mnie co chwila widzę jakąś dziewczynkę lub chłopczyka. W wieku przedszkolnym jak i nastolatków. Jako piłkarz Chelsea często chodzę do przeróżnych szpitali i odwiedzam chore dzieci. Te wizyty zawsze wywierają na mnie ogromny wpływ, zmieniają mnie, uświadamiają jak kruche jest nasze życie. Uwielbiam moment, gdy na nasz widok ich twarze się rozpromieniają, moment gdy widać, że własnie spełniają się ich marzenia. Ludzie często nie zdają sobie sprawy ile te dzieciaki mają w sobie siły, determinacji w dążeniu do celu. To oni powinni być przykładem jak powinno się walczyć o marzenia, o życie.
Nigdy nie rozumiałem i nigdy chyba nie zrozumiem, dlaczego tak małe i kruche istotki muszą już na początku swojej życiowej drogi tyle wycierpieć. Nie rozumiem dlaczego tak wiele jest dzieci, które chorują na nieuleczalne schorzenia, tak wiele złego muszą przeżyć, choć w żadnym stopniu na to nie zasługują. Chętnie wziąłbym całe to cierpienie na siebie, by choć trochę im ulżyć. Kocham dzieci i mam nadzieję, że w przyszłości będę miał ich całą gromadkę.
W normalnych okolicznościach pewnie już bym starał się je zabawiać, rozmawiałbym z nimi, bawił się, śmiał ale dziś nie mam na to siły. Nie byłbym najlepszym towarzyszem, te dzieci potrzebują wsparcia a dziś nie wiem, czy umiałbym je im okazać dlatego idę dalej przed siebie. W salach zazwyczaj jest około trójki dzieci a obok ich rodzice. Rozmawiają, grają w gry planszowe, oglądają telewizję. Idąc dalej zauważyłem dziewczynkę, która była w swojej sali sama i od razu widać było, że zżerają ją nudy. W tym samym momencie ona spojrzała na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczkami i po chwili nieśmiało pomachała mi rączką. Poczułem, że muszę do niej pójść chociaż na małą chwilę. Odmachałem jej i zbliżałem się w jej stronę.
- Cześć szkrabie, co tak sama siedzisz. Nudzisz się pewnie
- Nie jestem szkrabem i mamusia nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi - dziewczynka zadarła głowę do góry i odwróciła ją w drugą stronę - Jestem już duża
- No tak, przepraszam. Zacznijmy od nowa, okey? - odwróciła wzrok i znów na mnie spojrzała - Cześć duża dziewczynko, jestem David a Ty? - wyciągnąłem do niej dłoń.
- Blanca - odpowiedziała ale nie uścisnęła mi ręki - Mówiłam panu, że nie mogę rozmawiać z nieznajomymi. Mamusia byłaby na mnie zła
- No tak ale my już się znamy. Ja jestem David a Ty Blanca. Wiemy już o sobie prawie wszystko
- Wcale, że nie - odburknęła, czym bardzo mnie rozbawiła ale nie chciałem się śmiać, żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować tej małej złośnicy
- No dobrze to powiedz mi, czemu tu tak sama jesteś? - odwróciłem krzesło w jej stronę i usiadłem naprzeciwko niej
- Mamusia poszła porozmawiać z Panem doktorem i zaraz wróci, a Pan co tu robi?
- Przechodziłem obok i nie mogłem się nie zatrzymać koło tak pięknego szkraba - gdy tylko to powiedziałem mała spiorunowała mnie wzrokiem -A przepraszam, znowu się pomyliłem. Miało być koło tak pięknej dziewczynki.
- Pan ze mnie żartuje
- Nie, oczywiście że nie. Właściwie to masz rację, wyglądasz na dojrzałą kobietkę. Mogłabyś być moją dziewczyną
- Bleeee, jest Pan za stary - uśmiechnąłem się, dziewczynka była zabójczo słodka
- A ile masz lat? - zapytałem
- Siedem - odpowiedziała z dumą
- No to w sam raz - klasnąłem w dłonie i wstałem z krzesła - Muszę już iść, proszę przemyśl moją kandydaturę
- Kandyda.. co? - zapytała skonsternowana co jeszcze bardziej mnie rozbawiło
- Propozycję na chłopaka - wytłumaczyłem jej i pomachałem na pożegnanie - Pa ślicznotko
Wyszedłem z jej pokoju o wiele weselszy niż wtedy gdy do niego wchodziłem. Właśnie za to kochałem dzieci. Potrafią wlać w człowieka wiele radości nie oczekując nic w zamian. Sprawiają, że wszystkie troski i zmartwienia odchodzą na bok. Mała Blanca sprawiła, że choć na chwilę zapomniałem o problemach.
Moja radość nie trwała jednak zbyt długo. Musiałem wrócić do Lizzie, zmierzyć się z rzeczywistością.
Wszedłem do niej niepewnie. Podniosła głowę gdy tylko usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Oczekiwała ode mnie decyzji co dalej z nami będzie ale na ten moment jeszcze tego nie wiedziałem. W naszym związku nie było ostatnio jakoś kolorowo ale nigdy tak źle jak jest teraz. To co się stało odcisnęło sporą rysę na naszych relacjach, na tym jak ją postrzegałem. Skoro Lizzie upija się do nieprzytomności i jeździ samochodem tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie moją uwagę to tak na prawdę już nie wiem czego mam się po niej spodziewać.
- Kochanie przemyślałeś wszystko? Nie zostawisz mnie prawda? - odezwała się do mnie błagalnym tonem
- Miałem za mało czasu Lizzie. Nie jestem w stanie ci teraz odpowiedzieć. Wrócę tu jutro a ty postaraj się przemyśleć kilka spraw - odpowiedziałem i wyszedłem

______________________________________________________________________
Krótko ale to opowiadanie chyba właśnie takie będzie.
Nie będę się rozpisywać na temat Juana, bo moje serduszko nadal krwawi. Nie jestem na niego zła, chyba nawet rozumiem jego decyzję, choć bardzo smutno mi z tego, co się stało.
Dla mnie Juan już zawsze będzie NIEBIESKI i nic tego nie zmieni! Powodzenia na Old Trafford!






Aaa i najważniejsze. Brawa dla piłkarzy ręcznych za emocjonujący turniej. Dla mnie i tak wygrali. Gratulacje dla Krzysia Lijewskiego za najlepszego prawego rozgrywającego tych mistrzostw:) Należało mu się!

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 1

" Jedna jest przepaść, która ludzi ostatecznie rozdziela - brak zrozumienia"


Życie składa się z momentów. Tych krótkich i tych długich, ważnych i nieistotnych. Tych, o których chcemy zapomnieć i również tych, które będą z nami już na zawsze. To właśnie te momenty nas kształtują. Sprawiają, że pod ich wpływem możemy przeżyć coś ważnego. Coś, co zmieni nasze całe dotychczasowe życie. Momenty..

Biegnę. Biegnę jak w transie od momentu gdy wysiadłem z samochodu. Czuję ogromny strach. Strach przed tym, że mogę ją stracić. Stracić na zawsze. Nie wiem w jakim jest stanie. Wiem tylko, że znajduje się w szpitalu w którym ja też już jestem. Gdy tylko odebrałem telefon wsiadłem do samochodu i jechałem tak szybko jak tylko się dało. Złamałem chyba każdy możliwy przepis aby jak najszybciej być obok niej. Bo była dla mnie ważna. Biegnę co tchu do recepcji czując jak serce podchodzi mi do gardła
- Lizzie Carter.. co z nią? - pytam i wbijam wzrok w brunetkę, która zerka w papiery. Po chwili podnosi wzrok i uważnie mi się przygląda. Czuje, że cała ta procedura trwa wieki a ja zaraz eksploduje - Ja muszę wiedzieć, podobno miała wypadek samochodowy
- Czy jest Pan kimś z rodziny? - pyta bardzo lakonicznie i znów zerka w te swoje kartki
- Tak, jestem jej narzeczonym. - Kłamię ale tylko tak mogę się czegokolwiek dowiedzieć. Nigdy jej się nie oświadczyłem choć jesteśmy w związku dwa lata. Nie wiem czy to wystarczający czas na tak poważne decyzje. Poza tym nasze relacje nie są już takie, jak kiedyś. 
- Proszę się uspokoić. Lizzie znajduje się obecnie w sali 44. Niech Pan tu poczeka a ja wezwę lekarza
Nie czekam, biegnę dalej w poszukiwaniu sali. Nie mogę stać bezczynnie, bo zaraz postradam zmysły. Musze ją zobaczyć, upewnić się, że nic jej nie jest, że jest cała i zdrowa. Wbiegam na pierwsze piętro, mijam kilku pacjentów, którzy wyszli na korytarz w ramach popołudniowego spaceru lub po prostu za potrzebą fizjologiczną, Przelotnie widzę ich twarze zwrócone w moją stronę ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Widzę na przeciwko salę 40, więc zaczynam biec szybciej. Upragniony numerek na drzwiach musi być już bardzo blisko. Czuje, że bicie mojego serca z każdą sekundą jest coraz szybsze. Sala 44, znalazłem! Wchodzę powoli bojąc się o to, co mogę tam ujrzeć. Z drżącym sercem podchodzę do łóżka, gdzie leży Lizzie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda źle, może jest bardziej blada niż zwykle. Leży na łóżku i chyba śpi albo po prostu ma przymknięte powieki. Nie usłyszała, że się pojawiłem, nie zareagowała nawet jak usiadłem obok niej na łóżku, pocałowałem w policzek i chwyciłem jej dłoń. Tłumaczę sobie, że to sen, to na pewno tylko mocny sen! Niewiedza powoduje coraz większe zdenerwowanie. Nie wytrzymam dłużej bez konkretnych informacji. Całuję moją dziewczynę jeszcze raz, tym razem w czoło i idę poszukać lekarza. Znalazłem go po kilku minutach. Starszy, siwy mężczyzna w okularach i kilkoma kartkami w dłoniach.
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć jak czuje się Lizzie Carter. Miała dziś wypadek samochodowy. jestem jej narzeczonym, czy to coś poważnego? - pytam praktycznie jednym tchem i oczekuję szybkiej odpowiedzi. Odpowiedzi, że wszystko z nią w porządku a ja nie mam się o co martwić. Lekarz spogląda na mnie przez chwilę, potem zerka do swoich papierów i wskazuje mi dłonią drzwi do gabinetu. Wchodzę za nim i siadam naprzeciwko.
- Pańskiej narzeczonej nic poważnego się nie stało. Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę. - Czuję wielką ulgę, przecież mogło być gorzej, o wiele gorzej - Miała więcej szczęścia niż rozumu - słyszę i zastanawiam się, co to ma znaczyć
- O czym Pan mówi?
- Pacjentka zażyła bardzo silne leki nasenne i popiła je sporą dawką alkoholu. Na dodatek wsiadła za kierownicę. Chyba nie muszę Panu tłumaczyć jak mogło się to wszystko skończyć. - Nie wierzę w to, co słyszę. Lizzie nigdy się tak nie zachowywała, była odpowiedzialną i poukładaną osobą. Przynajmniej ja taką Lizzie znałem. - Zrobiliśmy płukanie żołądka, niedługo powinna się przebudzić.
- Czy mogę być tam razem z nią?
- Tak, ale jeszcze jedno. Niestety muszę powiadomić o całym zajściu policję. Osoba z tak słabą psychiką nie powinna mieć możliwości prowadzenia pojazdów. Stwarza zbyt duże zagrożenie.
- Rozumiem, dziękuję za rozmowę. Pójdę już - Wychodzę z gabinetu i nie mogę uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. W zasadzie nawet nie wiem co czuję. Z jednej strony jestem wściekły na to jak postąpiła, z drugiej ciesze się, że nic poważnego się jej nie stało. Jeszcze kilka godzin temu Lizzie była ze mną w naszym wspólnym domu a teraz leży tu. Niby nic jej nie jest ale myśl, że usiadła pijana za kierownicę wpędza mnie w poczucie winy. Zanim opuściła nasze mieszkanie trochę się pokłóciliśmy, co zresztą u nas od jakiegoś czasu nie jest nowością. Kocham ją ale ona oczekuje ode mnie zbyt wiele. Nie podoba jej się to, że całymi dniami jestem na treningach, meczach. Nie rozumie, że piłka jest dla mnie tak cholernie ważna i nie mogę bez niej żyć. Wiedziała o tym od początku a nagle teraz zaczęła robić z tego problemy.
Dom nie jest azylem o który całe życie walczyłem. Nie czuję się tam komfortowo. Przeważnie gdy wracam zaczyna się kolejna awantura o to, że piłka jest ważniejsza. Może faktycznie tak jest? Może to ona ma rację? Widocznie nie dość jeszcze dorosłem. Pragnę Lizzie ale nie wiem czy potrafiłbym zrezygnować ze swojej pasji.
Idę do niej z drżącym sercem, bo nie wiem jak powinienem się zachować. Kiedyś związek z nią był tak łatwy, dziś są to same pretensje i problemy. Otwieram drzwi i widzę jej przygnębioną twarz, która na mój widok robi się jeszcze bardziej smutna i zrezygnowana. Czuję lekkie ukłucie w sercu ale powoli podchodzę do jej łóżka, Sklejam w głowie słowa, które chcę wypowiedzieć ale tak strasznie opornie mi to wychodzi.
- Cześć
Słyszę jej ciche mruknięcie i jestem szczęśliwy, że nie musiałem sam zaczynać tej rozmowy. Widzę jak podnosi swój wzrok na mnie i patrzy mi prosto w oczy. Nie potrafię nic z nich wyczytać. Kiedyś były dla mnie otwartą księgą, dziś nie mam pojęcia, co się w nich kryje. Stoję naprzeciwko niej i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Z zamyślenia wyrywa mnie jej cichy szept, szept pełen bólu
- Przepraszam Cię David. Nie chciałam tego zrobić. Ja..
- Więc czego to zrobiłaś? - pytam cicho choć stanowczo i w tym momencie wydaje mi się, że w moim głosie jest za dużo goryczy, rozczarowania.
- Nie wiem. Czułam, że Cię tracę i nie mogłam tego znieść. Powiedz, że mnie nie zostawisz. Kochanie, proszę - poczułem jej rękę na swojej dłoni i nie mogłem wytrzymać dłużej tego dotyku. Musiałem ją zabrać
- Lizzie zachowałaś się jak nastolatka, zwykła gówniara. Nie rozumiem jak mogłaś to zrobić. Naraziłaś nie tylko swoje życie ale też innych osób. Ja nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć  - Nie wiedziałem co mam robić, jak mam się zachować w tej sytuacji - Prześpij się, odpocznij. Wrócę do ciebie za jakiś czas
Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z sali. Nie mogłem znieść dłużej tej gęstej atmosfery. Musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć, ona pewnie też tego potrzebowała.


____________________________________________________________________
No i jestem tu z nowym rozdziałem i muszę stwierdzić, że bardzo się za Wami wszystkimi stęskniłam i bardzo bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa pod prologiem.
Nawet nie wiecie jak wiele ciepełka mi podarowałyście, jak czytałam, że na mnie czekałyście:)
Mam jeszcze trochę zaległości u Was, dlatego proszę o cierpliwość. Sesja się zbliża i czasu jest coraz mniej.
Pozdrawiam:)



piątek, 10 stycznia 2014

Prolog

"By nasze dwa różne światy były jedną miłością..."


Usiądź wygodnie. Przedstawię Ci historię. 
Historię o mnie i o kobiecie, która zawładnęła moim życiem, ciałem, umysłem, moim sercem. 
Historię o kobiecie, która uczyniła mnie lepszym człowiekiem, pokazała mi co to prawdziwa miłość. 
Historię o kobiecie, która dała mi coś najważniejszego. Dała mi córkę, dała mi siebie...
To będzie też historia o mnie ale ja jestem tu najmniej ważny. Liczysz się tylko TY!


W momencie naszego spotkania Ja jestem młodym, znanym piłkarzem grającym w lidze angielskiej. Inni mówią, że dość utalentowanym. Mam wszystko, czego tylko dusza zapragnie . Własny dom, samochód, markowe ubrania, przyjaciół... ale nie mam miłości. Właściwie jest jedna dziewczyna. Poznałem ją na jednej z imprez. Niziutka blondwłosa Lizzie zauroczyła mnie swoim tańcem a przede wszystkim szczerym uśmiechem. Bo przecież wiesz, jak bardzo kocham się śmiać. Jestem z nią od dwóch lat, mieszkamy razem ale od jakiegoś czasu nie odczuwam jej obecności, bliskości. Ciągle się kłócimy, ranimy, nie rozumiemy się nawzajem. Coś się w nas wypaliło i nie wiem czy jeszcze jestem w stanie to wszystko posklejać. Nie wiem czy tego chcę...

Ty jesteś młodą, piękną dziewczyną o imieniu Jasmina.  Masz czarne włosy, idealną figurę i brązowe oczy. Widać w nich zmęczenie, ból ale tez nadzieję. Cała jesteś nią przepełniona. Przepełniona nadzieją, że Twoja malutka, bezbronna córeczka wróci do zdrowia. Nic innego nie da się z Ciebie wyczytać. W tym momencie ważna jest tylko ona.. Blanca, Twoja mała kruszynka.


Już teraz rozumiesz? Poznajesz?
Wiesz, że to nie będzie zwykła historia.
To będzie Nasza historia!




_____________________________________________________________________
Jejku! Wreszcie Tu wróciłam. Witam Was wszystkich ponownie ;*
Wiem, że to opowiadanie miało się tu pojawić o wiele wiele wcześniej ale musicie mi wybaczyć. Jakoś nie mogłam się zebrać do pisania, próbowałam wiele razy ale zawsze wychodził jakiś chłam a nie chciałam publikować czegoś z czego nie będę zadowolona. To co tutaj Wam dałam do przeczytania też może nie jest idealne ale jakoś trzeba zacząć. Wiem, że krótko, to takie małe wprowadzenie. Następne rozdziały będą dłuższe.
Mam wielkie zaległości w blogowym świecie więc musicie mi wybaczyć i być cierpliwe :)
Ciesze się, że znowu jestem tu z Wami. Mam nadzieję, że Wy też.

PS: Opowiadanie o Davidku dedykuję Laurel Torres, która mnie bardzo mocno motywowała do pisania. Wiem, że nie miałaś ze mną łatwo ale uwierz mi, że ja z Tobą też nie mam! Ryjesz mi psychikę ale i tak Cię kocham <3

Do następnej notki kochane!