" Jedna jest przepaść, która ludzi ostatecznie rozdziela - brak zrozumienia"
Biegnę. Biegnę jak w transie od momentu gdy wysiadłem z samochodu. Czuję ogromny strach. Strach przed tym, że mogę ją stracić. Stracić na zawsze. Nie wiem w jakim jest stanie. Wiem tylko, że znajduje się w szpitalu w którym ja też już jestem. Gdy tylko odebrałem telefon wsiadłem do samochodu i jechałem tak szybko jak tylko się dało. Złamałem chyba każdy możliwy przepis aby jak najszybciej być obok niej. Bo była dla mnie ważna. Biegnę co tchu do recepcji czując jak serce podchodzi mi do gardła
- Lizzie Carter.. co z nią? - pytam i wbijam wzrok w brunetkę, która zerka w papiery. Po chwili podnosi wzrok i uważnie mi się przygląda. Czuje, że cała ta procedura trwa wieki a ja zaraz eksploduje - Ja muszę wiedzieć, podobno miała wypadek samochodowy
- Czy jest Pan kimś z rodziny? - pyta bardzo lakonicznie i znów zerka w te swoje kartki
- Tak, jestem jej narzeczonym. - Kłamię ale tylko tak mogę się czegokolwiek dowiedzieć. Nigdy jej się nie oświadczyłem choć jesteśmy w związku dwa lata. Nie wiem czy to wystarczający czas na tak poważne decyzje. Poza tym nasze relacje nie są już takie, jak kiedyś.
- Proszę się uspokoić. Lizzie znajduje się obecnie w sali 44. Niech Pan tu poczeka a ja wezwę lekarza
Nie czekam, biegnę dalej w poszukiwaniu sali. Nie mogę stać bezczynnie, bo zaraz postradam zmysły. Musze ją zobaczyć, upewnić się, że nic jej nie jest, że jest cała i zdrowa. Wbiegam na pierwsze piętro, mijam kilku pacjentów, którzy wyszli na korytarz w ramach popołudniowego spaceru lub po prostu za potrzebą fizjologiczną, Przelotnie widzę ich twarze zwrócone w moją stronę ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Widzę na przeciwko salę 40, więc zaczynam biec szybciej. Upragniony numerek na drzwiach musi być już bardzo blisko. Czuje, że bicie mojego serca z każdą sekundą jest coraz szybsze. Sala 44, znalazłem! Wchodzę powoli bojąc się o to, co mogę tam ujrzeć. Z drżącym sercem podchodzę do łóżka, gdzie leży Lizzie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda źle, może jest bardziej blada niż zwykle. Leży na łóżku i chyba śpi albo po prostu ma przymknięte powieki. Nie usłyszała, że się pojawiłem, nie zareagowała nawet jak usiadłem obok niej na łóżku, pocałowałem w policzek i chwyciłem jej dłoń. Tłumaczę sobie, że to sen, to na pewno tylko mocny sen! Niewiedza powoduje coraz większe zdenerwowanie. Nie wytrzymam dłużej bez konkretnych informacji. Całuję moją dziewczynę jeszcze raz, tym razem w czoło i idę poszukać lekarza. Znalazłem go po kilku minutach. Starszy, siwy mężczyzna w okularach i kilkoma kartkami w dłoniach.
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć jak czuje się Lizzie Carter. Miała dziś wypadek samochodowy. jestem jej narzeczonym, czy to coś poważnego? - pytam praktycznie jednym tchem i oczekuję szybkiej odpowiedzi. Odpowiedzi, że wszystko z nią w porządku a ja nie mam się o co martwić. Lekarz spogląda na mnie przez chwilę, potem zerka do swoich papierów i wskazuje mi dłonią drzwi do gabinetu. Wchodzę za nim i siadam naprzeciwko.
- Pańskiej narzeczonej nic poważnego się nie stało. Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę. - Czuję wielką ulgę, przecież mogło być gorzej, o wiele gorzej - Miała więcej szczęścia niż rozumu - słyszę i zastanawiam się, co to ma znaczyć
- O czym Pan mówi?
- Pacjentka zażyła bardzo silne leki nasenne i popiła je sporą dawką alkoholu. Na dodatek wsiadła za kierownicę. Chyba nie muszę Panu tłumaczyć jak mogło się to wszystko skończyć. - Nie wierzę w to, co słyszę. Lizzie nigdy się tak nie zachowywała, była odpowiedzialną i poukładaną osobą. Przynajmniej ja taką Lizzie znałem. - Zrobiliśmy płukanie żołądka, niedługo powinna się przebudzić.
- Czy mogę być tam razem z nią?
- Tak, ale jeszcze jedno. Niestety muszę powiadomić o całym zajściu policję. Osoba z tak słabą psychiką nie powinna mieć możliwości prowadzenia pojazdów. Stwarza zbyt duże zagrożenie.
- Rozumiem, dziękuję za rozmowę. Pójdę już - Wychodzę z gabinetu i nie mogę uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. W zasadzie nawet nie wiem co czuję. Z jednej strony jestem wściekły na to jak postąpiła, z drugiej ciesze się, że nic poważnego się jej nie stało. Jeszcze kilka godzin temu Lizzie była ze mną w naszym wspólnym domu a teraz leży tu. Niby nic jej nie jest ale myśl, że usiadła pijana za kierownicę wpędza mnie w poczucie winy. Zanim opuściła nasze mieszkanie trochę się pokłóciliśmy, co zresztą u nas od jakiegoś czasu nie jest nowością. Kocham ją ale ona oczekuje ode mnie zbyt wiele. Nie podoba jej się to, że całymi dniami jestem na treningach, meczach. Nie rozumie, że piłka jest dla mnie tak cholernie ważna i nie mogę bez niej żyć. Wiedziała o tym od początku a nagle teraz zaczęła robić z tego problemy.
Dom nie jest azylem o który całe życie walczyłem. Nie czuję się tam komfortowo. Przeważnie gdy wracam zaczyna się kolejna awantura o to, że piłka jest ważniejsza. Może faktycznie tak jest? Może to ona ma rację? Widocznie nie dość jeszcze dorosłem. Pragnę Lizzie ale nie wiem czy potrafiłbym zrezygnować ze swojej pasji.
Idę do niej z drżącym sercem, bo nie wiem jak powinienem się zachować. Kiedyś związek z nią był tak łatwy, dziś są to same pretensje i problemy. Otwieram drzwi i widzę jej przygnębioną twarz, która na mój widok robi się jeszcze bardziej smutna i zrezygnowana. Czuję lekkie ukłucie w sercu ale powoli podchodzę do jej łóżka, Sklejam w głowie słowa, które chcę wypowiedzieć ale tak strasznie opornie mi to wychodzi.
- Cześć
Słyszę jej ciche mruknięcie i jestem szczęśliwy, że nie musiałem sam zaczynać tej rozmowy. Widzę jak podnosi swój wzrok na mnie i patrzy mi prosto w oczy. Nie potrafię nic z nich wyczytać. Kiedyś były dla mnie otwartą księgą, dziś nie mam pojęcia, co się w nich kryje. Stoję naprzeciwko niej i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Z zamyślenia wyrywa mnie jej cichy szept, szept pełen bólu
- Przepraszam Cię David. Nie chciałam tego zrobić. Ja..
- Więc czego to zrobiłaś? - pytam cicho choć stanowczo i w tym momencie wydaje mi się, że w moim głosie jest za dużo goryczy, rozczarowania.
- Nie wiem. Czułam, że Cię tracę i nie mogłam tego znieść. Powiedz, że mnie nie zostawisz. Kochanie, proszę - poczułem jej rękę na swojej dłoni i nie mogłem wytrzymać dłużej tego dotyku. Musiałem ją zabrać
- Lizzie zachowałaś się jak nastolatka, zwykła gówniara. Nie rozumiem jak mogłaś to zrobić. Naraziłaś nie tylko swoje życie ale też innych osób. Ja nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć - Nie wiedziałem co mam robić, jak mam się zachować w tej sytuacji - Prześpij się, odpocznij. Wrócę do ciebie za jakiś czas
Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z sali. Nie mogłem znieść dłużej tej gęstej atmosfery. Musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć, ona pewnie też tego potrzebowała.
____________________________________________________________________
No i jestem tu z nowym rozdziałem i muszę stwierdzić, że bardzo się za Wami wszystkimi stęskniłam i bardzo bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa pod prologiem.
Nawet nie wiecie jak wiele ciepełka mi podarowałyście, jak czytałam, że na mnie czekałyście:)
Mam jeszcze trochę zaległości u Was, dlatego proszę o cierpliwość. Sesja się zbliża i czasu jest coraz mniej.
Pozdrawiam:)
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć jak czuje się Lizzie Carter. Miała dziś wypadek samochodowy. jestem jej narzeczonym, czy to coś poważnego? - pytam praktycznie jednym tchem i oczekuję szybkiej odpowiedzi. Odpowiedzi, że wszystko z nią w porządku a ja nie mam się o co martwić. Lekarz spogląda na mnie przez chwilę, potem zerka do swoich papierów i wskazuje mi dłonią drzwi do gabinetu. Wchodzę za nim i siadam naprzeciwko.
- Pańskiej narzeczonej nic poważnego się nie stało. Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę. - Czuję wielką ulgę, przecież mogło być gorzej, o wiele gorzej - Miała więcej szczęścia niż rozumu - słyszę i zastanawiam się, co to ma znaczyć
- O czym Pan mówi?
- Pacjentka zażyła bardzo silne leki nasenne i popiła je sporą dawką alkoholu. Na dodatek wsiadła za kierownicę. Chyba nie muszę Panu tłumaczyć jak mogło się to wszystko skończyć. - Nie wierzę w to, co słyszę. Lizzie nigdy się tak nie zachowywała, była odpowiedzialną i poukładaną osobą. Przynajmniej ja taką Lizzie znałem. - Zrobiliśmy płukanie żołądka, niedługo powinna się przebudzić.
- Czy mogę być tam razem z nią?
- Tak, ale jeszcze jedno. Niestety muszę powiadomić o całym zajściu policję. Osoba z tak słabą psychiką nie powinna mieć możliwości prowadzenia pojazdów. Stwarza zbyt duże zagrożenie.
- Rozumiem, dziękuję za rozmowę. Pójdę już - Wychodzę z gabinetu i nie mogę uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. W zasadzie nawet nie wiem co czuję. Z jednej strony jestem wściekły na to jak postąpiła, z drugiej ciesze się, że nic poważnego się jej nie stało. Jeszcze kilka godzin temu Lizzie była ze mną w naszym wspólnym domu a teraz leży tu. Niby nic jej nie jest ale myśl, że usiadła pijana za kierownicę wpędza mnie w poczucie winy. Zanim opuściła nasze mieszkanie trochę się pokłóciliśmy, co zresztą u nas od jakiegoś czasu nie jest nowością. Kocham ją ale ona oczekuje ode mnie zbyt wiele. Nie podoba jej się to, że całymi dniami jestem na treningach, meczach. Nie rozumie, że piłka jest dla mnie tak cholernie ważna i nie mogę bez niej żyć. Wiedziała o tym od początku a nagle teraz zaczęła robić z tego problemy.
Dom nie jest azylem o który całe życie walczyłem. Nie czuję się tam komfortowo. Przeważnie gdy wracam zaczyna się kolejna awantura o to, że piłka jest ważniejsza. Może faktycznie tak jest? Może to ona ma rację? Widocznie nie dość jeszcze dorosłem. Pragnę Lizzie ale nie wiem czy potrafiłbym zrezygnować ze swojej pasji.
Idę do niej z drżącym sercem, bo nie wiem jak powinienem się zachować. Kiedyś związek z nią był tak łatwy, dziś są to same pretensje i problemy. Otwieram drzwi i widzę jej przygnębioną twarz, która na mój widok robi się jeszcze bardziej smutna i zrezygnowana. Czuję lekkie ukłucie w sercu ale powoli podchodzę do jej łóżka, Sklejam w głowie słowa, które chcę wypowiedzieć ale tak strasznie opornie mi to wychodzi.
- Cześć
Słyszę jej ciche mruknięcie i jestem szczęśliwy, że nie musiałem sam zaczynać tej rozmowy. Widzę jak podnosi swój wzrok na mnie i patrzy mi prosto w oczy. Nie potrafię nic z nich wyczytać. Kiedyś były dla mnie otwartą księgą, dziś nie mam pojęcia, co się w nich kryje. Stoję naprzeciwko niej i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Z zamyślenia wyrywa mnie jej cichy szept, szept pełen bólu
- Przepraszam Cię David. Nie chciałam tego zrobić. Ja..
- Więc czego to zrobiłaś? - pytam cicho choć stanowczo i w tym momencie wydaje mi się, że w moim głosie jest za dużo goryczy, rozczarowania.
- Nie wiem. Czułam, że Cię tracę i nie mogłam tego znieść. Powiedz, że mnie nie zostawisz. Kochanie, proszę - poczułem jej rękę na swojej dłoni i nie mogłem wytrzymać dłużej tego dotyku. Musiałem ją zabrać
- Lizzie zachowałaś się jak nastolatka, zwykła gówniara. Nie rozumiem jak mogłaś to zrobić. Naraziłaś nie tylko swoje życie ale też innych osób. Ja nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć - Nie wiedziałem co mam robić, jak mam się zachować w tej sytuacji - Prześpij się, odpocznij. Wrócę do ciebie za jakiś czas
Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z sali. Nie mogłem znieść dłużej tej gęstej atmosfery. Musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć, ona pewnie też tego potrzebowała.
____________________________________________________________________
No i jestem tu z nowym rozdziałem i muszę stwierdzić, że bardzo się za Wami wszystkimi stęskniłam i bardzo bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa pod prologiem.
Nawet nie wiecie jak wiele ciepełka mi podarowałyście, jak czytałam, że na mnie czekałyście:)
Mam jeszcze trochę zaległości u Was, dlatego proszę o cierpliwość. Sesja się zbliża i czasu jest coraz mniej.
Pozdrawiam:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz