niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział 2


"[..] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu [...]."


Idę szpitalnym korytarzem i mam całkowity mętlik w głowie. Wszystko mi w niej wiruje, czuje się jakbym był w innym świecie. Przecież moja Lizzie nigdy nie byłaby zdolna do takiego czynu. Co takiego się stało, że aż tak się zmieniła? Czy to ja, czy to moja wina?
Nawet nie wiem, gdzie idę. Nogi same mnie niosą. Mój mózg się w tym momencie ode mnie odseparował. Wokoło widzę tylko białe ściany, które strasznie mnie przytłaczają. Mam ochotę krzyczeć, rozwalić wszystko, co jest na mojej drodze, zacząć biec. Uciec, po prostu uciec i odciąć się od tej szarej, zbyt bolesnej rzeczywistości. Po prostu zniknąć.
W pewnym momencie zauważyłem, że znajduję się na oddziale dziecięcym. Nawet nie wiem kiedy i jak się tu dostałem ale jest tu bardziej kolorowo, radośnie. Obok mnie co chwila widzę jakąś dziewczynkę lub chłopczyka. W wieku przedszkolnym jak i nastolatków. Jako piłkarz Chelsea często chodzę do przeróżnych szpitali i odwiedzam chore dzieci. Te wizyty zawsze wywierają na mnie ogromny wpływ, zmieniają mnie, uświadamiają jak kruche jest nasze życie. Uwielbiam moment, gdy na nasz widok ich twarze się rozpromieniają, moment gdy widać, że własnie spełniają się ich marzenia. Ludzie często nie zdają sobie sprawy ile te dzieciaki mają w sobie siły, determinacji w dążeniu do celu. To oni powinni być przykładem jak powinno się walczyć o marzenia, o życie.
Nigdy nie rozumiałem i nigdy chyba nie zrozumiem, dlaczego tak małe i kruche istotki muszą już na początku swojej życiowej drogi tyle wycierpieć. Nie rozumiem dlaczego tak wiele jest dzieci, które chorują na nieuleczalne schorzenia, tak wiele złego muszą przeżyć, choć w żadnym stopniu na to nie zasługują. Chętnie wziąłbym całe to cierpienie na siebie, by choć trochę im ulżyć. Kocham dzieci i mam nadzieję, że w przyszłości będę miał ich całą gromadkę.
W normalnych okolicznościach pewnie już bym starał się je zabawiać, rozmawiałbym z nimi, bawił się, śmiał ale dziś nie mam na to siły. Nie byłbym najlepszym towarzyszem, te dzieci potrzebują wsparcia a dziś nie wiem, czy umiałbym je im okazać dlatego idę dalej przed siebie. W salach zazwyczaj jest około trójki dzieci a obok ich rodzice. Rozmawiają, grają w gry planszowe, oglądają telewizję. Idąc dalej zauważyłem dziewczynkę, która była w swojej sali sama i od razu widać było, że zżerają ją nudy. W tym samym momencie ona spojrzała na mnie swoimi wielkimi czarnymi oczkami i po chwili nieśmiało pomachała mi rączką. Poczułem, że muszę do niej pójść chociaż na małą chwilę. Odmachałem jej i zbliżałem się w jej stronę.
- Cześć szkrabie, co tak sama siedzisz. Nudzisz się pewnie
- Nie jestem szkrabem i mamusia nie pozwala mi rozmawiać z nieznajomymi - dziewczynka zadarła głowę do góry i odwróciła ją w drugą stronę - Jestem już duża
- No tak, przepraszam. Zacznijmy od nowa, okey? - odwróciła wzrok i znów na mnie spojrzała - Cześć duża dziewczynko, jestem David a Ty? - wyciągnąłem do niej dłoń.
- Blanca - odpowiedziała ale nie uścisnęła mi ręki - Mówiłam panu, że nie mogę rozmawiać z nieznajomymi. Mamusia byłaby na mnie zła
- No tak ale my już się znamy. Ja jestem David a Ty Blanca. Wiemy już o sobie prawie wszystko
- Wcale, że nie - odburknęła, czym bardzo mnie rozbawiła ale nie chciałem się śmiać, żeby jeszcze bardziej nie zdenerwować tej małej złośnicy
- No dobrze to powiedz mi, czemu tu tak sama jesteś? - odwróciłem krzesło w jej stronę i usiadłem naprzeciwko niej
- Mamusia poszła porozmawiać z Panem doktorem i zaraz wróci, a Pan co tu robi?
- Przechodziłem obok i nie mogłem się nie zatrzymać koło tak pięknego szkraba - gdy tylko to powiedziałem mała spiorunowała mnie wzrokiem -A przepraszam, znowu się pomyliłem. Miało być koło tak pięknej dziewczynki.
- Pan ze mnie żartuje
- Nie, oczywiście że nie. Właściwie to masz rację, wyglądasz na dojrzałą kobietkę. Mogłabyś być moją dziewczyną
- Bleeee, jest Pan za stary - uśmiechnąłem się, dziewczynka była zabójczo słodka
- A ile masz lat? - zapytałem
- Siedem - odpowiedziała z dumą
- No to w sam raz - klasnąłem w dłonie i wstałem z krzesła - Muszę już iść, proszę przemyśl moją kandydaturę
- Kandyda.. co? - zapytała skonsternowana co jeszcze bardziej mnie rozbawiło
- Propozycję na chłopaka - wytłumaczyłem jej i pomachałem na pożegnanie - Pa ślicznotko
Wyszedłem z jej pokoju o wiele weselszy niż wtedy gdy do niego wchodziłem. Właśnie za to kochałem dzieci. Potrafią wlać w człowieka wiele radości nie oczekując nic w zamian. Sprawiają, że wszystkie troski i zmartwienia odchodzą na bok. Mała Blanca sprawiła, że choć na chwilę zapomniałem o problemach.
Moja radość nie trwała jednak zbyt długo. Musiałem wrócić do Lizzie, zmierzyć się z rzeczywistością.
Wszedłem do niej niepewnie. Podniosła głowę gdy tylko usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Oczekiwała ode mnie decyzji co dalej z nami będzie ale na ten moment jeszcze tego nie wiedziałem. W naszym związku nie było ostatnio jakoś kolorowo ale nigdy tak źle jak jest teraz. To co się stało odcisnęło sporą rysę na naszych relacjach, na tym jak ją postrzegałem. Skoro Lizzie upija się do nieprzytomności i jeździ samochodem tylko dlatego, żeby zwrócić na siebie moją uwagę to tak na prawdę już nie wiem czego mam się po niej spodziewać.
- Kochanie przemyślałeś wszystko? Nie zostawisz mnie prawda? - odezwała się do mnie błagalnym tonem
- Miałem za mało czasu Lizzie. Nie jestem w stanie ci teraz odpowiedzieć. Wrócę tu jutro a ty postaraj się przemyśleć kilka spraw - odpowiedziałem i wyszedłem

______________________________________________________________________
Krótko ale to opowiadanie chyba właśnie takie będzie.
Nie będę się rozpisywać na temat Juana, bo moje serduszko nadal krwawi. Nie jestem na niego zła, chyba nawet rozumiem jego decyzję, choć bardzo smutno mi z tego, co się stało.
Dla mnie Juan już zawsze będzie NIEBIESKI i nic tego nie zmieni! Powodzenia na Old Trafford!






Aaa i najważniejsze. Brawa dla piłkarzy ręcznych za emocjonujący turniej. Dla mnie i tak wygrali. Gratulacje dla Krzysia Lijewskiego za najlepszego prawego rozgrywającego tych mistrzostw:) Należało mu się!

sobota, 18 stycznia 2014

Rozdział 1

" Jedna jest przepaść, która ludzi ostatecznie rozdziela - brak zrozumienia"


Życie składa się z momentów. Tych krótkich i tych długich, ważnych i nieistotnych. Tych, o których chcemy zapomnieć i również tych, które będą z nami już na zawsze. To właśnie te momenty nas kształtują. Sprawiają, że pod ich wpływem możemy przeżyć coś ważnego. Coś, co zmieni nasze całe dotychczasowe życie. Momenty..

Biegnę. Biegnę jak w transie od momentu gdy wysiadłem z samochodu. Czuję ogromny strach. Strach przed tym, że mogę ją stracić. Stracić na zawsze. Nie wiem w jakim jest stanie. Wiem tylko, że znajduje się w szpitalu w którym ja też już jestem. Gdy tylko odebrałem telefon wsiadłem do samochodu i jechałem tak szybko jak tylko się dało. Złamałem chyba każdy możliwy przepis aby jak najszybciej być obok niej. Bo była dla mnie ważna. Biegnę co tchu do recepcji czując jak serce podchodzi mi do gardła
- Lizzie Carter.. co z nią? - pytam i wbijam wzrok w brunetkę, która zerka w papiery. Po chwili podnosi wzrok i uważnie mi się przygląda. Czuje, że cała ta procedura trwa wieki a ja zaraz eksploduje - Ja muszę wiedzieć, podobno miała wypadek samochodowy
- Czy jest Pan kimś z rodziny? - pyta bardzo lakonicznie i znów zerka w te swoje kartki
- Tak, jestem jej narzeczonym. - Kłamię ale tylko tak mogę się czegokolwiek dowiedzieć. Nigdy jej się nie oświadczyłem choć jesteśmy w związku dwa lata. Nie wiem czy to wystarczający czas na tak poważne decyzje. Poza tym nasze relacje nie są już takie, jak kiedyś. 
- Proszę się uspokoić. Lizzie znajduje się obecnie w sali 44. Niech Pan tu poczeka a ja wezwę lekarza
Nie czekam, biegnę dalej w poszukiwaniu sali. Nie mogę stać bezczynnie, bo zaraz postradam zmysły. Musze ją zobaczyć, upewnić się, że nic jej nie jest, że jest cała i zdrowa. Wbiegam na pierwsze piętro, mijam kilku pacjentów, którzy wyszli na korytarz w ramach popołudniowego spaceru lub po prostu za potrzebą fizjologiczną, Przelotnie widzę ich twarze zwrócone w moją stronę ale teraz nie ma to dla mnie znaczenia. Widzę na przeciwko salę 40, więc zaczynam biec szybciej. Upragniony numerek na drzwiach musi być już bardzo blisko. Czuje, że bicie mojego serca z każdą sekundą jest coraz szybsze. Sala 44, znalazłem! Wchodzę powoli bojąc się o to, co mogę tam ujrzeć. Z drżącym sercem podchodzę do łóżka, gdzie leży Lizzie. Na pierwszy rzut oka nie wygląda źle, może jest bardziej blada niż zwykle. Leży na łóżku i chyba śpi albo po prostu ma przymknięte powieki. Nie usłyszała, że się pojawiłem, nie zareagowała nawet jak usiadłem obok niej na łóżku, pocałowałem w policzek i chwyciłem jej dłoń. Tłumaczę sobie, że to sen, to na pewno tylko mocny sen! Niewiedza powoduje coraz większe zdenerwowanie. Nie wytrzymam dłużej bez konkretnych informacji. Całuję moją dziewczynę jeszcze raz, tym razem w czoło i idę poszukać lekarza. Znalazłem go po kilku minutach. Starszy, siwy mężczyzna w okularach i kilkoma kartkami w dłoniach.
- Przepraszam, chciałbym się dowiedzieć jak czuje się Lizzie Carter. Miała dziś wypadek samochodowy. jestem jej narzeczonym, czy to coś poważnego? - pytam praktycznie jednym tchem i oczekuję szybkiej odpowiedzi. Odpowiedzi, że wszystko z nią w porządku a ja nie mam się o co martwić. Lekarz spogląda na mnie przez chwilę, potem zerka do swoich papierów i wskazuje mi dłonią drzwi do gabinetu. Wchodzę za nim i siadam naprzeciwko.
- Pańskiej narzeczonej nic poważnego się nie stało. Jest trochę poobijana i ma złamaną rękę. - Czuję wielką ulgę, przecież mogło być gorzej, o wiele gorzej - Miała więcej szczęścia niż rozumu - słyszę i zastanawiam się, co to ma znaczyć
- O czym Pan mówi?
- Pacjentka zażyła bardzo silne leki nasenne i popiła je sporą dawką alkoholu. Na dodatek wsiadła za kierownicę. Chyba nie muszę Panu tłumaczyć jak mogło się to wszystko skończyć. - Nie wierzę w to, co słyszę. Lizzie nigdy się tak nie zachowywała, była odpowiedzialną i poukładaną osobą. Przynajmniej ja taką Lizzie znałem. - Zrobiliśmy płukanie żołądka, niedługo powinna się przebudzić.
- Czy mogę być tam razem z nią?
- Tak, ale jeszcze jedno. Niestety muszę powiadomić o całym zajściu policję. Osoba z tak słabą psychiką nie powinna mieć możliwości prowadzenia pojazdów. Stwarza zbyt duże zagrożenie.
- Rozumiem, dziękuję za rozmowę. Pójdę już - Wychodzę z gabinetu i nie mogę uwierzyć w to co przed chwilą usłyszałem. W zasadzie nawet nie wiem co czuję. Z jednej strony jestem wściekły na to jak postąpiła, z drugiej ciesze się, że nic poważnego się jej nie stało. Jeszcze kilka godzin temu Lizzie była ze mną w naszym wspólnym domu a teraz leży tu. Niby nic jej nie jest ale myśl, że usiadła pijana za kierownicę wpędza mnie w poczucie winy. Zanim opuściła nasze mieszkanie trochę się pokłóciliśmy, co zresztą u nas od jakiegoś czasu nie jest nowością. Kocham ją ale ona oczekuje ode mnie zbyt wiele. Nie podoba jej się to, że całymi dniami jestem na treningach, meczach. Nie rozumie, że piłka jest dla mnie tak cholernie ważna i nie mogę bez niej żyć. Wiedziała o tym od początku a nagle teraz zaczęła robić z tego problemy.
Dom nie jest azylem o który całe życie walczyłem. Nie czuję się tam komfortowo. Przeważnie gdy wracam zaczyna się kolejna awantura o to, że piłka jest ważniejsza. Może faktycznie tak jest? Może to ona ma rację? Widocznie nie dość jeszcze dorosłem. Pragnę Lizzie ale nie wiem czy potrafiłbym zrezygnować ze swojej pasji.
Idę do niej z drżącym sercem, bo nie wiem jak powinienem się zachować. Kiedyś związek z nią był tak łatwy, dziś są to same pretensje i problemy. Otwieram drzwi i widzę jej przygnębioną twarz, która na mój widok robi się jeszcze bardziej smutna i zrezygnowana. Czuję lekkie ukłucie w sercu ale powoli podchodzę do jej łóżka, Sklejam w głowie słowa, które chcę wypowiedzieć ale tak strasznie opornie mi to wychodzi.
- Cześć
Słyszę jej ciche mruknięcie i jestem szczęśliwy, że nie musiałem sam zaczynać tej rozmowy. Widzę jak podnosi swój wzrok na mnie i patrzy mi prosto w oczy. Nie potrafię nic z nich wyczytać. Kiedyś były dla mnie otwartą księgą, dziś nie mam pojęcia, co się w nich kryje. Stoję naprzeciwko niej i nie potrafię wydusić z siebie ani słowa. Z zamyślenia wyrywa mnie jej cichy szept, szept pełen bólu
- Przepraszam Cię David. Nie chciałam tego zrobić. Ja..
- Więc czego to zrobiłaś? - pytam cicho choć stanowczo i w tym momencie wydaje mi się, że w moim głosie jest za dużo goryczy, rozczarowania.
- Nie wiem. Czułam, że Cię tracę i nie mogłam tego znieść. Powiedz, że mnie nie zostawisz. Kochanie, proszę - poczułem jej rękę na swojej dłoni i nie mogłem wytrzymać dłużej tego dotyku. Musiałem ją zabrać
- Lizzie zachowałaś się jak nastolatka, zwykła gówniara. Nie rozumiem jak mogłaś to zrobić. Naraziłaś nie tylko swoje życie ale też innych osób. Ja nie wiem, muszę to wszystko przemyśleć  - Nie wiedziałem co mam robić, jak mam się zachować w tej sytuacji - Prześpij się, odpocznij. Wrócę do ciebie za jakiś czas
Pocałowałem ją w policzek i wyszedłem z sali. Nie mogłem znieść dłużej tej gęstej atmosfery. Musiałem wszystko na spokojnie przemyśleć, ona pewnie też tego potrzebowała.


____________________________________________________________________
No i jestem tu z nowym rozdziałem i muszę stwierdzić, że bardzo się za Wami wszystkimi stęskniłam i bardzo bardzo dziękuję za wszystkie miłe słowa pod prologiem.
Nawet nie wiecie jak wiele ciepełka mi podarowałyście, jak czytałam, że na mnie czekałyście:)
Mam jeszcze trochę zaległości u Was, dlatego proszę o cierpliwość. Sesja się zbliża i czasu jest coraz mniej.
Pozdrawiam:)



piątek, 10 stycznia 2014

Prolog

"By nasze dwa różne światy były jedną miłością..."


Usiądź wygodnie. Przedstawię Ci historię. 
Historię o mnie i o kobiecie, która zawładnęła moim życiem, ciałem, umysłem, moim sercem. 
Historię o kobiecie, która uczyniła mnie lepszym człowiekiem, pokazała mi co to prawdziwa miłość. 
Historię o kobiecie, która dała mi coś najważniejszego. Dała mi córkę, dała mi siebie...
To będzie też historia o mnie ale ja jestem tu najmniej ważny. Liczysz się tylko TY!


W momencie naszego spotkania Ja jestem młodym, znanym piłkarzem grającym w lidze angielskiej. Inni mówią, że dość utalentowanym. Mam wszystko, czego tylko dusza zapragnie . Własny dom, samochód, markowe ubrania, przyjaciół... ale nie mam miłości. Właściwie jest jedna dziewczyna. Poznałem ją na jednej z imprez. Niziutka blondwłosa Lizzie zauroczyła mnie swoim tańcem a przede wszystkim szczerym uśmiechem. Bo przecież wiesz, jak bardzo kocham się śmiać. Jestem z nią od dwóch lat, mieszkamy razem ale od jakiegoś czasu nie odczuwam jej obecności, bliskości. Ciągle się kłócimy, ranimy, nie rozumiemy się nawzajem. Coś się w nas wypaliło i nie wiem czy jeszcze jestem w stanie to wszystko posklejać. Nie wiem czy tego chcę...

Ty jesteś młodą, piękną dziewczyną o imieniu Jasmina.  Masz czarne włosy, idealną figurę i brązowe oczy. Widać w nich zmęczenie, ból ale tez nadzieję. Cała jesteś nią przepełniona. Przepełniona nadzieją, że Twoja malutka, bezbronna córeczka wróci do zdrowia. Nic innego nie da się z Ciebie wyczytać. W tym momencie ważna jest tylko ona.. Blanca, Twoja mała kruszynka.


Już teraz rozumiesz? Poznajesz?
Wiesz, że to nie będzie zwykła historia.
To będzie Nasza historia!




_____________________________________________________________________
Jejku! Wreszcie Tu wróciłam. Witam Was wszystkich ponownie ;*
Wiem, że to opowiadanie miało się tu pojawić o wiele wiele wcześniej ale musicie mi wybaczyć. Jakoś nie mogłam się zebrać do pisania, próbowałam wiele razy ale zawsze wychodził jakiś chłam a nie chciałam publikować czegoś z czego nie będę zadowolona. To co tutaj Wam dałam do przeczytania też może nie jest idealne ale jakoś trzeba zacząć. Wiem, że krótko, to takie małe wprowadzenie. Następne rozdziały będą dłuższe.
Mam wielkie zaległości w blogowym świecie więc musicie mi wybaczyć i być cierpliwe :)
Ciesze się, że znowu jestem tu z Wami. Mam nadzieję, że Wy też.

PS: Opowiadanie o Davidku dedykuję Laurel Torres, która mnie bardzo mocno motywowała do pisania. Wiem, że nie miałaś ze mną łatwo ale uwierz mi, że ja z Tobą też nie mam! Ryjesz mi psychikę ale i tak Cię kocham <3

Do następnej notki kochane!